Sklep internetowy Shoper

Macierzyństwo potrafi inspirować. Dzieci, związane z nimi sytuacje i potrzeby są świetnym gruntem dla nowych pomysłów. A stąd już niedaleko do własnego biznesu.

 

Tak było w przypadku Kasi Żur, która połtóra roku temu wystartowała z własną marką i sklepem internetowym pełnym ciuchów dla dzieci: Mia Rock.

Karolina Bartnik-Kura: Stylistyka dziecięcej kolekcji jest elementem zdecydowanie wyróżniającym ją na rynku. Skąd pomysł na taki asortyment?

Kasia Żur: Od kiedy pamiętam, ubieram się na czarno, słucham ciężkiej muzyki, mocno się maluję. Kiedy urodziłam córeczkę, zdałam sobie sprawę, jak ogromna jest luka na rynku, jeżeli chodzi o czarne ubrania dla dzieci. Czarne body było nie do zdobycia, nie wspominając już o skórzanej ramonesce, czy grafikach z czaszkami. Wtedy stwierdziłam, że chyba powinnam zacząć tworzyć takie niestandardowe rzeczy, ponieważ wbrew pozorom jest więcej rodziców, którzy niekoniecznie chcą ubierać dziecko w słodkie misie i różowe króliczki, czy pastelowe kolorki – wszystko czego w sklepach obecnie jest zatrzęsienie. Pomysł wydawał się na początku kompletnie abstrakcyjny! Ja i ubranka. Ale im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym bardziej dochodziłam do wniosku, że jednak chyba warto spróbować.

Sklep internetowy wystartował pod koniec 2018 roku. Co sprawiło, że zdecydowałaś się wejść do sieci?

Rzeczywiście sklep ruszył w listopadzie 2018 roku. Ale od pomysłu do startu marki minął ponad rok. I był to bardzo ciężki i intensywny czas. Od początku miałam założenie, że sklep będzie działał online. W ogóle nie brałam pod uwagę sprzedaży stacjonarnej. Tylko obecność w internecie zapewniła mi szeroki dostęp do moich potencjalnych klientów.

Wspomniałaś, że początek był intensywny. Czy były jakieś bariery, przeszkody, które trzeba było pokonać?

Przeszkód był ogrom. Tak naprawdę był to skok na głęboką wodę. Wtedy chyba nawet do końca nie miałam świadomości, na co się pisze. Wiele razy pojawiały się wątpliwości czy dobrze robię, czy nie powinnam pozostać na etacie, czy nie stracę pieniędzy, czy pomysł się przyjmie. Ja wszystkiego od samego początku musiałam się nauczyć. Zrobiłam kurs o zakładaniu marek odzieżowych, jeździłam na targi, robiłam listy rzeczy do zrealizowania i małymi krokami szłam do przodu.

No właśnie, zazwyczaj etat postrzegany jest jako komfort i bezpieczeństwo. Ale chyba nie uciekłaś zupełnie od zawodu?

Jestem prawnikiem. I moje wykształcenie okazało się niezwykle pomocne także w nowej sytuacji. Wielu ludzi łapało się za głowę, że porzucam taki zawód na rzecz ubranek dla dzieci. Ale wiedza prawnicza, przy prowadzeniu takiej firmy, jest moim ogromnym atutem i bardzo się przydaje. Jest naprawdę nieoceniona. Sama wdrażam i prowadzę wszystkie aspekty prawne swojej firmy.

 

Sklep internetowy Shoper
fot. Mia Rock

 

Wykształcenie okazało się pomocne, ale zapewne były obszary, których musiałaś się nauczyć wprowadzając nową markę na rynek?

Oj tak, i było tego całkiem sporo. Nie miałam pojęcia o sprzedaży internetowej, o targach odzieżowych, o wszystkich rzeczach niezbędnych do stworzenia ubranek. Ba, ja nawet nie miałam swojego konta na Instagramie i nie wiedziałam, do czego służą hasztagi! Tak z perspektywy czasu to naprawdę moja wiedza w tym zakresie była zerowa. Ale działałam małymi krokami, nie poddawałam się. Zaczęłam jeździć na targi tekstylne, po długich poszukiwaniach znalazłam w końcu szwalnię (z którą zresztą współpracuję do dzisiaj i było to ogromne szczęście, że na nich trafiłam). Potem trzeba było założyć firmę, postawić sklep i nauczyć się jego obsługi, podpiąć płatności i mnóstwo rzeczy pobocznych jak metki, wszywki, pudełka… Do dzisiaj nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradziłam.

Nowa marka ubranek zwróciła uwagę zarówno rodziców, jak i samej branży tekstylnej. Co ją wyróżnia?

Przede wszystkim styl. Moje ubranka są czarne, rockowe, z czaszkami i są w 100 procentach dla dzieci. Poza tym bardzo dbam o jakość, ubranka są w 100 procentach polskie. Szyję tylko w polskiej szwalni, głównie z polskich materiałów, nadruki są z certyfikatami w 100 procentach bezpieczne dla dzieci. Ubranka wysyłam w fasonowych pudełeczkach. Bardzo dbam o to, żeby moi klienci byli zadowoleni. A moja córka Mia jest pierwszym testerem ubranek, które szyję i muszę nieskromnie stwierdzić, że naprawdę jest przepaść między polską produkcją, a ubrankami z sieciówek.

Wejście na rynek z nową marką to na pewno sporo wyzwań, z którymi trzeba się zmierzyć. W tym najważniejsze – pozyskanie klientów. Jak do nich docierasz?

Przede wszystkim działam w social mediach. Oprócz zasięgów organicznych często korzystam także z płatnych reklam na Facebooku i Instagramie. Do tego reklamy Google Ads. Cały czas pracuję nad pozycjonowaniem sklepu. No i oczywiście targi dziecięce. Staram się na nich pojawiać tak często, jak tylko mogę. W zeszłym roku wystawiałam się także na Tattoo Konwent i to było niesamowite przeżycie, dlatego w tym roku także mam zamiar pokazać tam moje ubranka. Cieszy mnie także zainteresowanie mediów moim pomysłem. Miałam już okazję udzielić kilku wywiadów. A w 2019 roku moja marka zajęła drugie miejsce w ogólnopolskim plebiscycie na najciekawszy biznes inspirowany macierzyństwem, organizowany przez M jak Mama. Niedługo pojawi się nowa kolekcja, a to też jest doskonały moment na promocję. Tak naprawdę, na rozwój sklepu i dotarcie do klientów składa się wiele aspektów.

Wspominałaś o tym, jak dużo pracy własnej i zaangażowania wymagał od ciebie start ze sklepem. Wydaje się to wręcz niemożliwe, żeby za takim przedsięwzięciem stałą jedna osoba.

A jednak! Nadal sama prowadzę moją firmę. Często pomaga mi mama, zostając z moją córką, albo wysyłając paczki kiedy ja muszę wyjechać. Ale kiedy jadę już na dłuższy urlop, po prostu informuję klientów o późniejszej realizacji zamówień, oferując przy tym np. kod rabatowy. Na ten moment wszystko robię sama. Oczywiście, sama fizycznie nie szyję, ale projektuję ubranka, które potem konsultuję ze szwalnią, obsługuję panel sklepu, pakuję paczki, jeżdżę na targi itp. Itd. Mam jednak świadomość, że firma coraz szybciej się rozwija i nieuniknionym staje się konieczność zatrudnienia kogoś na stałe.

 

Sklep internetowy Shoper
fot. Mia Rock

 

Mając na uwadze te kilkanaście miesięcy pracy nad rozwojem własnego biznesu – czy są rzeczy, które dziś zrobiłabyś inaczej?

Oczywiście, jest ich mnóstwo. Ja naprawdę niewiele wiedziałam startując z tym biznesem. Za dużo zainwestowałam w pierwszą kolekcję, odszyłam za dużo sztuk ubranek przez co wtopiłam trochę pieniędzy. Miałam źle zrobioną stronę, sklep był praktycznie niewidoczny i nieintuicyjny, co przekładało się na sprzedaż. Nawiązałam współpracę z influencerkami, które kompletnie nie wywiązały się z ustaleń narażając mnie na dodatkowe koszty. Teraz wiele rzeczy zrobiłabym inaczej. Ale chyba przy starcie w nowej branży każdy musi popełnić swoje błędy. Teraz czuję się naprawdę pewnie na rynku, choć wiem, że jeszcze wiele przede mną.

O rany – wygląda na to, że twoja lekcja biznesu była wyjątkowo owocna we wnioski, które pozwoliły ci iść dalej. A gdybyś miała udzielić wskazówki osobie początkującej w e-biznesie – co usłyszałaby?

Że ogromnie długa droga przed nią. Naprawdę e-biznes nie jest prostym zajęciem. Każdemu się na początku wydaje, że można postawić sklep i on tak po prostu będzie sobie sprzedawał. A to nieprawda. Ja od ponad roku dzień w dzień pracuję nad tym, żeby sklep się rozwijał, żeby docierać do nowych klientów i żeby sprzedaż rosła. Potrzebny jest ogrom samozapracia i nieustępliwości. Do tego systematyczna praca i pokłady cierpliwości. Ale warto!

 

Sklep internetowy to narzędzie, które pozwala przełożyć pomysł na konkretne działanie. Daje możliwość wyjścia poza wąskie grono zainteresowanych. Kasia jest jedną z wielu mam, które postanowiły działać.
Zobacz inne, inspirowane macierzyństwem e-biznesy